niedziela, 24 października 2021

SHAMASA: Koktajl do demakijażu z olejem ogórkowym. Hydrolat różany,

 Witajcie! 

Piękna słoneczna niedziela, pogoda całkiem dopisują ;)

Kolejny weekend strzelił jak z bicza. Czas pędzi mi jak szlaony, dzień za dniem, tydzień za tygodniem. Aż ciężko nadążyć, był weekend, nie ma weekendu. Jak co tydzień. Zaraz listopad... listopad i GRUDZIEŃ! Szok :D 

Już muszę powoli kompletować rzeczy na kalendarz adwentowy Bartkowi :) Jak uda mi się to ogarniać na bieżąco zrobię post podsumowujący i pokazujący kalendarz adwentowy dla 5 latka wg mnie :)


Dziś jednak przychodzę z czym innym. Chciałabym wam opowiedzieć słów kilka o dwóch kosmetykach firmy SHAMASA. Zwłaszcza o koktajlu do demakijażu, którego byłam niesamowicie ciekawa! Zapraszam!



KOKTAJL DO DEMAKIJAŻU Z OLEJEM OGÓRKOWYM.


Koktajl mieści się w niewielkiej buteleczce o pojemności 100 ml.


Tu zobaczycie skład, informacje od producenta oraz termin ważności. Dużym plusem jest to, że dozownik był zabezpieczony folią, daje to pewność, że nie był wcześniej użyty. 


Koktajl ma gęstą, oleistą konsystencję. Pięknie świeżo pachnie, bardzo orzeźwiająco. 
Bez problemu rozprowadza się na skórze. Świetnie rozpuszcza makijaż, bez większego pocierania, wystarczy lekki masaż skóry i nawet gęsty podkład, tusz, czy liner się rozpływa. Ściereczka namoczona w bardzo ciepłej wodzie bez problemu usówa olejek oraz resztki makijażu.

Pozostawia na twarzy lekki film, absolutnie nie nazwałabym tego tłustą warstwą. Umycie twarzy żelem/pianką lub przetarcie jej micelem i tonikiem zdecydowanie rozwiązuje sprawę.
Nie podrażnia, nie uczula ani nie zapycha, co nie ukrywam, jest dużym plusem.

Uwielbiam poznawać takie perełki, do których niewiele osób ma dostęp, coś cudownego
Zawsze, ale to zawsze trafię na coś wartego polecenia, tak jak w tym przypadku!

POLECAM, POLECAM, POLECAM!!!!


HYDROLAT RÓŻANY.


Hydrolat znajdziemy w takiej samej wielkości buteleczce, jego pojemność to 100ml. 


Skład, oraz informacje od producenta. Konsystencja bardzo wodnista. Zapach... różany.

Kolejny produkt CUD! Kocham hydrolaty, mimo, że nie lubię róży w kosmetykach tak hydrolat różany kocham miłością absolutną! Pięknie koi skórę, ogasza wszelkie zaczerwienienia, zmiany skórne. Tonizuje i odświeża, nadaje skórze promienny wygląd jednocześnie jej nie przeciążając.
Jeden z najlepszych, jednocześnie najbardziej uniwersalnych  kosmetyków. Nie pierwsze i nie ostatnie opakowanie, na pewno do niego wrócę.

Kolejne odkrycie! Mała firma produkująca cuda! 
Koniecznie musicie poznać te produkty! Nie pożałujecie ;)


Znacie firmę? Te produkty? Jaki macie stosunek do hydrolatu różanego? Jest love? :D Dajcie znać!

BUZIAKI, KAŚKA :*

niedziela, 19 września 2021

KANN for Men.

 Witajcie! :) 

Wieki mnie tutaj nie było, wiem. Ciężko znaleźć czas na cokolwiek, życie i praca mnie pochłonęły..  Mam w przygotowaniu kilka postów, jednak strasznie opornie mi idzie ogarnięcie i wstawienie ich ;) Fajnie by było zdobyć w końcu motywację i wziąć się w garść. 

Dziś na tapecie bardzo ciekawe nowości. Tym razem testował mój mąż, ale i ja mam kilka słów do dodania na ich temat ;) 

Zapraszam więc!




Tak prezentuje się linia w nowych odświeżonych opakowaniach 😍 Co wiąże się z pojawieniem się kosmetyków KANN w Drogeriach Natura!


ŻEL DO MYCIA TWARZY I BRODY.


Żel znajduj się w średniej wielkości butelce, jego pojemność to 150ml. 


Kilka informacji od producenta, skład. Produkt zachowuje swoje właściwości przez 12 miesięcy od otwarcia ;)


Żel ma czarny kolor, ale nie ma problemu z brudzeniem,  zmywa się bez żadnych trudności. Z twarzy i z umywalki :D

Zapach żelu jest bardzo orzeźwiający, świeży jednocześnie z nutą męskości.  
Dobrze się pieni i świetnie oczyszcza skórę twarzy jednocześnie odświeżając brodę. 
Nie podrażnia i nie wysusza, nie zapycha też porów, co też jest dużym plusem, bo mąż różnie reaguje na kosmetyki do pielęgnacji twarzy.


KREM DO TWARZY NA DZIEŃ.


Krem znajduje się w smukłej czarnej buteleczce o pojemności 50 ml. 



Kilka informacji od producenta, skład. Krem należy szybciej zużyć niż żel,mamy na to 6 miesięcy.


Krem jest w białym kolorze, ma dosyć treściwą konsystencję jak na krem na dzień, generalnie porównując ten i wariant na noc, jestem zdziwiona że nie jest na odwrót.
Krem ma przyjemny, nie drażniący zapach. Fajnie się rozsmarowuje i nieźle wchłania. Nie bieli twarzy, niemal od razu można przejść do aplikacji kremu pod oczy. 
Nie podrażnia, nie uczula, nie zapycha, więc fajnie. Skóra po nim jest fajnie nawilżona i odżywione, jedyne na co skarżył się mąż to to, że przez jakieś dwie pierwsze godziny od aplikacji twarz mu się 'pociła', no nie wiem jak to dobrze nazwać, tworzyła się taka bariera nieprzepuszczająca powietrza, ale jak to twierdził, nawet nie wiedział kiedy efekt znikał, buzia pozostawała już matowa do wieczornego mycia.



KREM DO TWARZY NA NOC.



Krem znajduje się w identycznej buteleczce jak wariant na dzień. Lubię takie proste grafiki, na prawdę wygląda dobrze.


Informacje od producenta, skład. Krem na noc ma już dłuższy termin od otwarcia, zapewne zależne od jakichś składników.


Podoba mi się w tych trzech kremach to, że pompka jest typu airless. Bardzo higieniczne rozwiązanie. 
Jeśli o mnie chodzi ten krem to faworyt!! Zapach to jest przesztos! Mąż zgadza się ze mną w 100% i stwierdził, że bardzo chętnie zaopatrzy się w ten wariant po wykończeniu tej buteleczki.
Fajnie się wchłania, jest lekki i puszysty. Przyjemnie nawilża jednocześnie delikatnie i zdrowo napinając skórę. Fajny efekt połączony z super zapachem! Nie podrażnia, nie uczula i nie zapycha, a jak wspominałam mąż ma do tego skłonność.



KREM POD OCZY.


Krem znajduje się w podobnej, jednak nie tak dużej buteleczce. Jego pojemność jest mniejsza, co jest też logiczne. Ciężko w terminie zużyć krem pod oczy o pojemności większej niż 15 ml :)



Informacje od producenta, skład. Nie ujęłam tego na zdjęciu, ale tu producent również daje dłuższy czas na zużycie kosmetyku, 12 miesięcy, fajnie.


Krem pod oczy równie dobrze sprawdził się u Ł. Zapach zbliżony do kremu na dzień, (zapachu wariantu na noc nic nie przebije!), przyjemny, ale nie szałowy ;)
Dobrze się wchlania i nie bieli. Jest leciutki, nie obciąża skóry, daje jej oddychać nie zapychając porów.
Nie podrażnił, ani nie uczulił. 
Fajnie ujędrnił skórę pod oczami, może delikatnie rozjaśnił cienie. Daje efekt lekkiego nawilżenia, skóra jest dużo bardziej miękka i przyjemniejsza w dotyku.



Te kosmetyki dla nas, to obecnie traf w dziesiątkę! Mój mąż, po latach nieładu, ( hehe :D) od niespełna roku odwiedza panią barberkę, która utrzymuje w ładzie i fryzurę i brodę ;) Na szczęście! 
Taki porządek na twarzy to +1000 do wyglądu, tym bardziej z takimi pielęgnującymi kosmetykami! 


Znacie te kosmetyki? Wasi mężczyźni to brodacze, czy wręcz odwrotnie? ;)
Dajcie znać!
BUZIAKI, KAŚKA

wtorek, 29 grudnia 2020

KANN: Bioestrowy eliksir do dłoni i paznokci.

Witajcie! Resztka roku, 2020 się kończy, szok. To był ciężki rok, nie tylko przez wirus, ale pośrednio również. Dużo nam namieszał w życiu osobistym, w zdrowiu, w pracy ... U męża się wyprostowało, u mnie jeszcze nie. "Powrót do pracy w lutym, trochę nie mogę się doczekać, ale trochę jestem przerażona. Obecnym rynkiem pracy, obecną sytuacją, która daje się we znaki, również w pracy, zwłaszcza w takich miejscach, do których będę się starała o pracę. Trochę już chcę do ludzi, w sumie nie trochę, nawet bardzo. Jednak jak pomyślę jak ciężko było ogarnąć życie jak obydwoje pracowaliśmy to śmiać i płakać mi się chce :D no ale cóż, ludzie pracują, voila. Będzie git, czemu miałoby nie być ;)


Dziś chciałabym napisać wam kilka słów o eliksirze, który otatnimi czasy miałam okazję testować :) 



Eliksir mieści się w niewielkim kartoniku. Jego skład to w 99,3% naturalne składniki, jest również w 100% wegański, wiem, że niektórzy zwracają na to dużą uwagę. 
Ja może nie aż tak bardzo, ale fajnie wiedzieć gdy tak jest, zdecydowanie jest to dodatkowy plus zachęcający do zakupu/użycia ;)


Naturalny wegański, bez glutenu, stworzony bez okrucieństwa dla zwierząt! No i produkt polski ;)


Tutaj możecie sobie zerknąć na skład :)


Próbowałam uchwycić spadającą kroplę, niewstety nie udało mi się. Niestety nie mam żadnego statywu, wiec jedna reką trzymałam pipetę, drugą telefon i pstrykałam :))

Eliksir pachnie obłędnie! Taką prawdziwą głęboką maliną, zero sztuczności. 
Potrzebuje chwili, by dobrze się wchłonąć, jednak mam też wrażenie że jest na swój sposób 'suchy' nie tłuści jakoś kosmicznie, po prostu otula skórę i pozostawia na niej delikatną warstwę.
W momencie, kiedy moja skóra była w średnim stanie, trochę przesuszona, jednak bez dramatu, eliksir świetnie dał sobie radę. Jednak jakiś czas później dramat nadszedł 🙈 Wszystko przez moje mądre, chorobliwe wręcz mycie dłoni, o ile latem nie daje to negatywnych skutków, o tyle jesienią/zimą nie przechodzi to bez echa. Jest jak jest. 
Jednak wtedy niestety eliksir nie wystarczył... Nakładałam go kilka razy dziennie, ale niestety bez efektu..
Pomogło mi tylko masło shea w rekawicach. To mój sekret, zawsze działa, właśnie w tych największych dramatach, jakim był ten.

Jeśli ktoś nie ma takich niemądrych pomysłów, jak ja, myślę że eliksir pomoże z każdym przesuszeniem skóry dłoni, mi pomógł bardzo, dopóki sama nie nawaliłam ;)
Dodatkowo ten skład, dodatkowo ten zapach... Obłęd!
Warto go wypróbować, zdecydowanie! :)

Dajcie znać czy coś o nim słyszeliście?

BUZIAKI, KAŚKA :*

sobota, 21 listopada 2020

MELLI care: Krem do stóp granat i liczi, Krem do rąk cytryna i paczula.

Hej hej :)
Wczoraj mieliśmy pierwszą mini namiastkę zimy ;) popadało śniegu odrobinę a z kolei rano był lekki mrozik. Pierwsze skrobanko i te sprawy :D Tylko nie w moim wykonaniu w tym roku :D 

Wczoraj wieczorem próbowałam ogromny problem z blogerem. Znowu. Za żadne skarby nie mogłam dodać zdjęć. Próbowałam z dwie godziny, jakiś dramat! Oczywiście nie wspominając by w ogóle je dodać, muszę robić to poprzez inną przeglądarkę... Nie wiem jak to się stało, ani jak to naprawić ...


Mniejsza o problemy, jakoś to ogarnę muszę. Tymczasem dziś kilka słów o mega aromatycznych kremach od MELLI care. Zapraszam!



Dwie tubki, jedna do dłoni druga do stóp. To jedne z produktów jakie najbardziej lubię testować :D



Krem do rąk cytryna i paczula.


Kremik mieści się w niewielkiej tubce, jego pojemność to 50ml. Proste, przyjemne opakowanie. 


Na odwrocie znajdziemy skóład i niestety... nic w polskim języku. Trochę szkoda, wiem, że wiele osób korzysta z tłumaczeń opisów. Otwarcie jest dsyć klasyczne, jednocześnie nie do końca najwygodniejsze, bo odkręcane, ale tragedii nie ma, duży plus za to, że krem jest dodatkowo zabezpieczony sreberkiem.



Obydwa kremy są białe i dosyć gęste, jednak nie mocno zbite. Konsystencję mają podobną.
Zapach kremu do rąk jest... ciekawy. Dla mnie jest przyjemny, chociaż faktem jest, że wolę słodkie zapachy, ten jest w porządku.
Jeśli chodzi o działanie jest to na prawdę porządny krem do rąk, chociaż fakt, że to nie typowy tłuścioch. Nie jest ciężki, dobrze się wchłania, pozostawiając jedynie delikatną, przyjemną warstewkę. 
Moje dłonie jak zaczynałam testować ten kremik, jak widać na zdjęciach nie były w super stanie. Kremik pomógł mi bardzo, skóra dłoni przestała być sucha i szorstka i bardzo się wygładziła. 
Miałam pstryknąć zdjęcie, jednak od jakiegoś czasu jestem z dzieckiem w domu i i tak doba jest dla mnie za krótka, cóż zrobić...
W każdym razie bardzo go polubiłam i chętnie znów po niego sięgnę :)



Krem do stóp granat i liczi.

Ten kremik jest w takiej samej wielkości tubce jak krem do rąk.

Na odwrocie można zweryfikować skład :) Tu również plus za zabezpieczenie!


 Pachnie przecudnie, jest słodki i aromatyczny i dość długo czuć go na skórze! 
Świetnie nawilża i pielęgnuje skórę stóp. Codzienne porządne ścieranie, plus aromatyczny kremik i lepszej pielęgnacji mi nie trzeba!

Mega szybko mi się skończył, bo lubię na stopy nałożyć dużo kremu i wcisnąć je w skarpety. Tak krem ma szansę zrobić najwięcej. No i przede wszystkim wiecie co jest dla mnie ważne? Żeby po kremie stopy mi się nie pociły! A po tym jest klasa, stópki suche :)

Bardzo polecam obydwa kremy! Bardzo dobrze się u mnie sprawdziły i zdecydowanie do nich wrócę!:)



Znacie Melli care? Dajcie znać!

BUZIAKI, KAŚKA :*

środa, 18 listopada 2020

MADAME JUSTINE KOSMETYKI NATURALNE: Maska wygłądzająco- odżywcza i korundowa mikrodermabrazja.

Witajcie Kochani!
Bartek, mam nadzieję, w końcu jutro idzie do przedszkola. Jeśli nie wstanie znowu zawalony rano :P
Ja nie wiem, już w niedzielę było lepiej, w poniedziałek rano znowu zafluczony. Niby to tylko sam katar, no ale weź puść do przedszkola, w obecnej sytuacji ;)

Ostatnie dni... są mniej obfite w wolny czas, wiadomo. Będąc sama w domu mam mnóstwo czasu na wszystko, wszystko ogarniam itp. Ten post miał się ukazać wcześniej, jednak jest dopiero teraz, bo zwyczajnie doba mi się za szybko kończy, przykładowo, góra prasowania po prostu niemal sięga sufitu :D

Dziś chciałabym przedstawić wam dwa pozostałe produkty, które otrzymałam od Madame Justine Cosmetics. Zapraszam ;)


MIKRODERMABRAZJA KORUNDOWA
Produkt otrzymujemy w niewielkiej buteleczce, jego pojemność to 100ml. Duży plus za pompkę! Jaka to wygoda używania, aż się chce :D

Na odwrocie znajdziemy wszystkie informacje od producenta oraz skład.

Według producenta kosmetyk ma pachnieć arbuzem, no i rzeczywiście tak jest. Ale nie jest to taki świeży arbuzowy zapach, a bardziej słodki mini arbuz :)
Kosmetyk jest w białym kolorze, ma konsystencje lekko żelową, czuć w nim miini mini drobinki, na pewno tytułowy korund. Jeżeli chodzi o działanie zdecydowanie można stwierdzić że złuszcza martwy naskórek, przygotowuje twarz do dalszych zabiegów (maska, krem, serum itp). Twarz po takim zabiegu jest gładka, lekko napięta, ale absolutnie nie ściągnięta. Jest rozjaśniona i po miesiącu właściwie stosowania, mogę stwierdzić że przebarwienia ciut pojaśniały, plamy popryszczowe również.
Jedyne co to liczyłam po cichu, że trochę mocniej pomoże mi z zaskórnikami i ogólnie niedoskonałościami, z którymi walczę, ale mam wrażenie że ich to nic nie ruszy.
Produkt bardzo fajny, ja się z nim polubiłam, dodatkowo duży plus za zapach!
Standardowo, liczę na pogłębienie efektów z czasem, co zawsze daję znać przy denku, tak będzie i  tym razem :)



MASKA WYGŁADZAJĄCO- ODŻYWCZA
Maskę otrzymujemy w dosyć sporej, bo aż o 200 ml pojemności. No i tutuaj znowu ta upragniona pompka, co mnie bardzo cieszy :)

Na odwrocie znajdują się wszystkie informacje od producenta, oraz skład. 

Maska jest dosyć gęsta, żelowa, taka... klejąca. Pachnie okropnie :P Jakoś rybio, algowo, no całkowicie nie mój zapach. Ale wiadomo, co jest najważniejsze... Działanie :)
Z tym niestety niewiele lepiej. Konsystencja, konsystencją, ale ona całkiem wlepiała mi się w buzie, z jednej strony ciężko było ją domyć i zostawiała na buzi klejącą warstwę, więc potrzebowałam ją czymś zmyć, bo nie mogłam znieść tego uczucia... Po umyciu buzi, skóra była ściągnięta jak jasna anielka!
Bardzo nieprzyjemne uczucie... 
Dałam jej szansę kilka razy, jednak za każdym razem efekt był ten sam. Tym bardziej miałam obawę, że zlepi mi rzęsy (chodzę na doklejanie co 3 tygodnie), bo już kiedyś miałam taką sytuację z inną maską i przez nią mi wtedy dużo wypadło. Bałam się, że będzie to samo. 
Postanowiłam więc zrezygnować z dalszych prób, podaruję ją komuś, jeśli tylko dowiem się, że sprawdziła się lepiej, na pewno o tym wspomnę w denku :) 



Tak to jest, nie wszystko jest dla wszystkich. Super skład, ale... No właśnie, ale. 
Nie tym razem :)
Jednak mikrodermabrazję całym sercem mogę polecić! To produkt, który warto poznać!


Znacie te kosmetyki? Może macie inne zdanie na ich temat? Dajcie znać!

BUZIAKI, KAŚKA :*

sobota, 14 listopada 2020

MADAME JUSTINE kosmetyki naturalne: Tonik złuszczający z kwasem jabłkowym i hydrolat lawendowy.

 Hej hej.

U nas właściwie nic nowego :) We wtorek Bartosz w przedszkolu miał przedstawienie z okazji rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, jaki był dumny! Jak się starał, uczył kwesti, piosenki śpiewał. Szkoda tylko, że przez obecną sytuację rodzice nie mogli być obecni.. Ale cóż, takie czasy. Wiele rzeczy jest nie tak jak trzeba. Dostęp do lekarzy, właściwie nie tylko do tego pierwszego kontaktu, ale nawet do specjalistów. Obecnie u nas szpital jest szpitalem Covidowym, przychodnie nie działają, to jest dramat. Po niedzieli mam wizytę u ginekologa, 40 kilometrów od domu, bo u nas próbowałam, do jednego zaufanego lekarza prywatnie, ale też nie da rady. Więc jadę do swojej lekarki do innego miasta, tam również przyjmuje. Paranoja! I wiele innych rzeczy jest teraz problemem, zajęcia dodatkowe np. Ehh, szkoda gadać.

Ale dość już tego marudzenia...

Dzisiaj przychodzę by pokazać wam kosmetyki, które testuję już w sumie miesiąc, więc przyszła pora na kilka słów o nich. Firma jest niewielka, w swoim asortymencie, który możecie zobaczyć TU, nie ma wielu kosmetyków, ale za to te produkty mają super składy, KRÓTKIE składy i są dopracowane jak mało co, wierzcie mi. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej, zapraszam :)



HYDROLAT LAWENDOWY

Hydrolat otrzymujemy w niedużej, szklanej buteleczce o pojemności 100ml. Grafika jest bardzo prosta i przyjemna. 

Na odwrocie znajdziecie wszystkie informacje od producenta, sposób użycia, oraz skład :)

Jedną rzecz mogłabym opakowaniue zarzucić. Dla mnie otwór jest zbyt duży by dokładnie dozować hydrolat. Fajnie, gdy dodane są te takie koreczki z małą dziurką, to wiele ułatwia.
Skończyłam narzekać :P Teraz już same plusy, a będzie ich kilka!

Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam hydrolat lawendowy! Mimo, że zapach sam w sobie to zdecydowanie nie jest mój hit, wiem że działa cuda na mojej twarzy. To nie jest mój pierwszy hydrolat lawendowy, jednak pierwszy od Madame Justine. Nie zawiodłam się ani trochę!
Świetnie oczyszcza buzię z zanieczyszczeń dnia codziennego, super radzi sobie z doczyszczeniem jej z resztek makijażu po umyciu buzi żelem. Matuje skórę jednocześnie jej nie ściągając, ani razu nie czułam tego nieprzyjemnego uczucia ściągnięcia. Po jakichś dwóch tygodniach używania zauważyłam też, że w dzień, z makijażem moja skóra nie potrzebuje 'odtłuszczenia', a przeważnie tak jest. 
Świetnie przymyka moje wielkie pory zarazem dobrze je oczyszczając. Przyspiesza gojenie się intruzów, jeśli takowe się pojawią, a był to trudny dla mnie miesiąc. Dużo mi się spóźnił okres, miałam jakiś mega mętlik hormonalny, powiem szczerze, że wyglądało to tak, jakby dwa razy 'nawiedziło' mi coś buzię 'przedokresowo', pewnie wiecie co mam na myśli. Jednak pierwszy raz to był jakiś psikus. Jednak dla mnie mało zabawny :P
W każdym razie ten hydrolat na prawdę miał bojowe zadanie.. I moim zdaniem poradził sobie super, chętnie znów do niego wrócę!




TONIK ZŁUSZCZAJĄCY
Tonik otrzymujemy w niewielkiej, zarazem dwa razy większej buteleczce niż hydrolat. Jego pojemność to 200ml. 
Na odwrocie znajdziecie wszystkie potrzebne informacje od producenta, skład.



Tonik to kolejny strzał w dziesiątkę! Cieszę się, że sama mogłam sama wybrać produkty do testów i zdecydowałam się akurat na te produkty. One najbardziej mnie kusiły, a intuicja ewidetnie jest na swoim miejscu :))

Ładna cera, wyrównany koloryt, no pomijając tych 'okresowych gości', ale na nich to tak patrzenic nie działa. Wiem, że produkt jeden i drugi wzajemnie się uzupełniają, temu efekt jest aż tak fajny i widoczny. Moja cera ostatnio na prawdę dobrze wygląda bez makijażu (mam na myśli podkład, brwi wypełniam ciągle, bo biedne one:P). Jasne, że dużo dają mi rzęsy, ale one nie sprawiają, że cała twarz jest taka żywa, w końcu nie jest poszarzała, koloryt się wyrównuje, chociaż w miesiąć (!!) zużyłam jakąś 1/3 tego toniku, przy codziennym używaniu! Jest hiper wydajny. Ciekawa jestem jakie efekty będą, jak buteleczka dobije dna, na pewno w denku dam wam znać!




Na dniach pojawi się również post o pozostałych dwóch kosmetykach MADAME JUSTINE, wyczekujcie więc i zapraszam :)

Miłej końcówki weekendu,
BUZIAKI, KAŚKA :*

wtorek, 10 listopada 2020

Denko września i października :)

 Hej hej! 

Dacie wiarę, że to już listopad :o Jestem w wielkim szoku. W każdym razie od początku jakis ten listopad łaskawy. Dostałam przedłużenie świadczenia rehabilitacyjnego, uff. Chociaż generalnie byłam pewna, że to tylko formalność, jednak leciuśki stresik był. No i też liczyłam, że nie dostanę na pół roku, jak wnioskował lekarz, bo mam, właściwie mamy, małe plany ;) a teraz dupa w troki, trzeba w pełni dojść do siebie, mam na to 4 miesiące ;) Później powrót do prawdziwego życia :P 

Dzisiaj przychodzę z denkiem, będzie szybko, bo biorę się za kolejny, ciut ważniejszy post. Denko lubię, nie zrezygnuję z tego, sama lubię je oglądać. W każym razie, zapraszam ;)




* Mężowe ulubione :) Ale to już wiecie :P


* Mydła chyba już innego nie kupię ;) Mango super pachnie, oliwkowe też jest spoko, wzięłam dla odmiany :) 
* Skarpetki również najlepsze.


* Pasta ziajka. Już zrezygnowaliśmy z niej, teraz kupuję pastę dla starszaków :)
* Żel z Yope, ekstra! Cały czas Bartek je używa, ten obłędnie pachniał.



* Suchy szampon z Isany spoko, lubię go, ale jednak batiste kupię następnym razem, bardziej polubiłam Batiste.
* Szampon przeciwłupieżowy Isana- bardzo dobry produkt jak ktoś ma problemy ze skórą głowy, mi bardzo pomógł. 
* Farba niemal jak zawsze Syoss. Muszę już znów pofarbować, co miesiąc muszę, nie ma bata, tak rosną. Chociaż też wypadają ;(
* O tym szamponie z miodowej mydlarni nic nie napisze bo będzie post, niedługo :)


* Soczewki już standardowo takie.
* Micel był bardzo spoko :) chętnie wrócę, kupiłam go w ekstra cenie.
* Płatki duże super, tych okrągłych więcej nie kupię ze względu na skład. I tak teraz przeważnie wielorazowych używam :)
* Korektor świetny! Mam teraz inny odcień i gorzej się sprawuje, bo muszę go dobrze ukrywać, ten dosłownie wtapiał się w cerę. Chyba najlepszy jaki miałam...
* Plaster na nochala, no troche oczyścił :P
* Szampon do rzęs, ciągle robię, no i tym myję. Lepiej mi się trzymają jak myję szamponem a nie przy myciu twarzy wodą/żelem do mycia twarzy.


Chustki czasami się jeszcze przydają, nadal Babydream.
Tampony Masmi. Utwierdziłam się w tym że nie lubię tamponów z aplikatorem, no nie umiem ich obsłużyć... nie jest to dla mnie wygodne. Ale ogólnie nie uczuliły, nie podrażniły, super są.


* Żele isana. Berry Love=love <3 Zapach obłęd. Pierwszy to średniak.

* Peeling Nature Box spoko, ale... bez szału. Podobał mi się zapach, bardzo, ale zdzierak to średni.


No i hop. Gotowe. Od jakiegoś czasu szwankuje mi blogger... Musiałam zmienić przeglądarkę, no ale udało się i jest post. :) ale jakość, giga. mam dobre zdjęcia, a wyglądają koszmarnie, eh.


Coś wpadło wam w oko? Dajcie znać!

BUZIAKI, KAŚKA :*